3 maja 2009

Majówkowy zawrót głowy

Czyli inaczej mówiąc trzy dniowa nicnierobota.
Poza oczywiście kilkoma sprawami/spotkaniami, które gdzieś w tzw międzyczasie sobie wynikły i były zupełnie nieplanowane. Czysto spontaniczne. O jakże ja się cieszę, inaczej bym pewnie do reszty zwariowała po piątkowym dniu. Człowiek jest za stary na pewny rzeczy i w moim wypadku mało tolerancyjny. Czasem się zastanawiam czemu za zabicie idioty idzie się do pierdla? W przeciwnym wypadku posłałabym na tamten świat kilka osób.
Niech żyje piątek- weekendu majówkowego początek. Jako, że w tym roku wypadły tak niefortunnie, że dwa z trzech dni były w sobotę i niedzielę to i nie odczułam zbytnio owego wolnego zawrotu głowy jaki wszystkich dopadł. Zwłaszcza, że ja i tak piątki mam wolne... Czyli, jak dla mnie, normalne wolne dni. Nudna jak polski film.
Na szczęście są ludkowie, którzy w nocy o północy potrafią poprawić najbardziej zjebany humor i śmiać się z durnych opowieści o zjadaniu rybek akwariowych.
Doszłam też do pewnych wniosków, że nie powinnam ruszać tyłka z domu (lub też robić coś wbrew dobie a tylko dlatego, że muszę- nie nie muszę), jeżeli coś mi mówi w środku, że powinnam zostać... Trzeba było, bo jak zwykle "intuicja" mnie nie zawiodła... Muszę poćwiczyć asertywność i następnym razem mówić Nie nawet jeżeli 3/4 świata miałoby się na mnie obrazić... mało mnie to...zwłaszcza, że i tak jestem w pewnych miejscach/ sytuacjach potrzebna jak kij w oku.
Oficjalnie 'majówkę' uważam za udaną, poza małymi zonkami. Cóż w życiu i bywa i tak.
Ale za to na stacjach BP mają dwa duże Żubry za 5 PLN.
Ma się też tych swoich wariatów, którzy patrząc w rozgwieżdżone niebo, dostrzegają to samo co ja... i którzy też dzielą majtki na wizytowe i robocze.
Ma się wśród znajomych też hipokrytów, którzy jedno mówią a drugie robią... przykre
Pieskiem salonowym nie jestem, więc nie muszę bywać, żeby być... zwłaszcza jak o tym, żeby być dowiaduję się za trzy minuty południe, kiedy to już dawno jest nieaktualne.