27 listopada 2008

Robactwo uszlachetnione

wielcy tego swiata, bogowie chaosu i wy smiertelnicy... umartwiajcie sie nad zyciem doczesnym i cierpcie. Szczescie, a kogo ono obchodzi... cierpienie uszlachetnia, jednoczy ludzi, laczy wrogow... bzdura. Martw sie, a robale nie zezra cie po smierci... i tak cie zezra, ale beda to szlachetne robale, a nie jakies tam zwykle darmozjady.
Czy jezeli taki robal mnie zje, to pozniej ja stane sie kupka szlachetnego robala???
A tego robaczka zje ptaszek, np kura a pozniej owy drob zje jakis rolnik...czy przez moje zachowaniaza zycia on tez stanie sie lepszym czlowiekiem? W koncu jakis pierwiastek mnie bedzie w nim.
Wlasnie zdalam sobie sprawe, ze tez jem mieso... wychodzi na to, ze w sobie tez mam pierwiastki innych. Czyli opowiesci o wielu osobowosciach moga byc prawdziwe... czy to kogo 'zjadlam' ma wplyw na mnie sama???

21 listopada 2008

ob(j)awki

22.11..dzień sadu ostatecznego.
Ide na rzez, jak czarownica na stos.... i tlum ludzi dobrze sie bawiacych i moja chec morderstwa i tysiac pytan co ja tu robie i czegos pewnie jeszce. Zaprosilam gapiow, bo moze ,w tym tlumie obcych, dzikich, nieprzyjacielskich istot, bedzie mi latwiej to zniesc wiedzac, ze gdzies tam stoi grupka ludzi ktorych znam i lubie...
Na wszelki wypadek poleje sie benzyna, zeby szybciej wypalic sie...

18 listopada 2008

up&down

powroty do lat szczeniecych bywaja bolesne... nie ten kregoslup, nie te miesnie i nie te nerwy.
Mlodziez, ta obecna, sie zepsula... a moze to my bylismy inni, a moze tacy sami tylko, ze wtedy czlowiek nie patrzyl na siebie z boku... a moze oni sa inni a my to juz stare zgredy. Pomimo, ze dzieli nas raptem 10 lat. Niby nieduzo, a jednak... wielka sciana jest miedzy nami, w sosobie bycia, zachowania, ubierania... Moze to wina ustroju, dobrbytu itp... Za moich czasow(jak to brzmi) nie bylo TV(oj byly ale nie po 2 w kazdym pokoju), tylu "bajek". Byly bajki, te z moralem, przeslaniem... gdzie dobro od zla sie odroznialo. Nie bylo super- hiper- i extramarketow... wiec w niedziele szlo sie cala rodzina do parku a nie na dzial spozywczy.... Moze dlatego, ze zamiast do kina szlo sie do teatru badz w ostatecznosci na wystawe... i poznawalo sie ten kraj, historie, kulture, ludzi poprzez namacalne rzeczy a nie migajace swiatelka w duzym pudle.
Technika idze naprzod, rzeczy niemozliwe staja sie mozliwymi... wkraczamy w nowa ere... szkoda tylko, ze ludzkosc jako gatunek cofa sie.

15 listopada 2008

za czasem

refleksje ogolne dotyczace zycia... niezmienne od kilku lat i niezmiennie od kilku lat znowu ten sam scenariusz. Dzien swistaka rozciagniety na lata? Blede kolo? Z drugiej strony dlaczego niby zmieniac?? Znowu sie zaczynam przyzwyczajac do ludzi i do konkretnych osob, chociaz wiem, ze i tak ktoregos dnia znikna i na ich miejsce przyjda inni. Czasem tylko wspomne starych znajomych, wyskoczymy razem na piwo i powspominamy stare dobre czasy.. i po pieciu minutach dojdziemy do wniosku, ze nie mamy o czym ze soba rozmawiac... ze nic nas nie laczy, a przeciez kiedys potrafilismy przegadac cala noc... zycie sie toczy jak kuleczka i to bardzo duza kuleczka...

takie(g)O!

12 listopada 2008

samotnosc

jak wybor i swiadoma decyzja, a nie jako przypadek. Chociaz, z drugiej strony, przewartosciowalam przypadek na codziennosc. Skoro nie mozna miec lodow waniliowych, ktorych sie lubi, a sa karmelowe to trzeba przezucic sie na karmelowe. Tez sa dobre. Kwestia podejscia do pewnych spraw. Gorzej jak sie pojawiaja, w koncu, owe upragnione waniliowe, a zasmakowalo sie w tych karmelowych tak, ze nie ma sie zamiaru wracac do waniliowych. Czasem ich brakuje, ale tylko prze krotka chwile. A pozniej sie odkrywa inne smaki, nowsze, ciekawsze i coraz bardziej nie chce sie jesc tych jednych. Ba, wrecz czlowieka nachodza mysli jak mogl pol zycia spedzic na jedzeniu ciagle tego samego. Niby najsmaczniejsze, ale zamykajace droge na poznawania innego, byc moze ciekawszego.
Wiec odkrywam nowe smaki. Moze kiedys znjade, odkryje, zakocham sie w nowym i znow zapomne o calej reszcie i znow tylko ten jeden bede jadac przez lata. Az do mdlosci na sam dzwiek i widok. A potem znowu zaczne rozkoszowac sie innymi i bede sie zastanwiac jak moglam byc az tak slepa, zeby ciagle tkwic z jedna i tym samym.

9 listopada 2008

suprise

bywalo i tak, ze..... nic nie bylo i bylo dobrze. Wyleczyc sie z choroby jest ciezko, zwlaszcza, ze to zlosliwa bestia i przy kazdym gescie nachodzi znowu. Przylozyc- nic nie da. Zabic- ale po co? I tak jest dobrze. Zapomniec, sie nie da.
W swietle ostatnich wydarzen.... jest zle, bezsilnosc mnie przytlacza. Argh

cinamon

8 listopada 2008

zabawy

male dziewczynki bawia sie lalkami, duze... tez. Tylko takimi bardziej zywymi. Uczucia?? a co to takiego??? Milosc- w moim wykonaniu nie istnieje. Wiernosc- samej sobie. Ranic- a czemu by nie? Moze z tym ranieniem to przesada, bo zdarza mi sie przejmowac ludzmi, czasami. Gluchne... metoda na gloda i na problemy innych. Sluchac jednym uchem i wywalac drugim. A pozniej slysze, ze jak to sie z toba zajebiscie rozmawia, ty to umiesz sluchac i takie tam inne pierdolenie o 'Szopenie'.
Gaac z ludzmi, ale o czym.. o pogodzie czy krachu na gieldzie? Sluchac narcystycznych wypowiedzi.... nie na moje nerwy. Bo chociaz ja bardzo cierpliwa jestem, to jednak ta cierpliwosc jest ograniczona... bo jak tu byc spokojnym i czegos nie palnac, jak mi niunka z przerosnietym nosem opowiada, ze chce zostac fotomodelka czy czyms takim. A ja sie grzecznie w duchu pytam: z czym do ludzi....i odchodze, zeby nie zapytac sie na glos. W koncu po co, byc az tak nie milym? Z drugiej strony swiat bez takich ludzi bylby nudny... ja sobie posiedze z boku saczac browara i ponasmiewam sie ze znajomymi... ktos sie ze mnie ponasmiewa i swiat sie kreci... jak trabka.

why?

no i na cholere to cale zamieszanie... zgubilam sie i tyle. Znajde sie, jak bede miala taka wewnetrzna potrzebe. Na razie jej nie mam. W ogole to kto wymyslil to wszystko?? Ja sie zastanwiam po co, w koncu tyle lat obylam sie bez dodatkowych atrakcji a teraz (praktycznie) na sile musze sie w cos pakowac. Nie mam ani na to czasu, ani srodkow a co najwazniejsze- checi.
Szalenstwo na najwyzszym poziomie. Juz zaluje, a jeszcze sie nie zaczelo. Coz pozostaje wyjscie awaryjne... i tego sie bede trzymac

listen up

6 listopada 2008

smierc techniczna

bywa i tak w zyciu kazdego czlowieka, ze rzeczy martwe staja sie jeszcze bardziej martwe. I wtedy ani dmuchanie, ani chuchanie nic nie pomaga. Uszla energia i koniec kropka. W zwiazku z tym, ze "martwota" bywa zlosliwwa jak kon po okresie to i wysiada akurat wtedy, kiedy nie powinna. Pozniej sie okazuje, ze jak przez tydzien nie byla przydatna, to akurat tego jednego dnia moglaby sie bardzo przydac.... no ale po co. Pytam sie grzecznie po co??
Ambitny plan tego aby sie odciac od reszty swiata wsumie sie udal, aczkolwiek zupelnie przypadkowo. Jednakze owy swiat wcale sie nie chce odciac ode mnie. Co mnie nawet bardzo cieszy. Jeden dzien milczenia i juz listy goncze sla, ogary ida w las etc. Jakbym mialaskoczyc pod pociag metra...

2 listopada 2008

Duszki


chodze bo wypada, czy dlatego ze czuje taka wewnetrzna potrzebe? Chodze dla kogos, kto przypomina kupke kosci, czy dla sasiadow i rodziny, co by palcami pozniej nie wytykali...
Az mialam wielka ochote przeprowadzic sondaz na cmentarzu i popytac ludzi. Czy z owczego pedu przychodza na groby bliskich raz do roku (zapominajac w inne dni), czy czuja taka wewnetrzna porzebe, czy dlatego, ze tak wypada... czy?
Zawsze przy tego typu swietach zastanawiam sie nad tym calym obrzadkiem. Na ile to jeszcze jest sfera duchowa, umyslu, pamieci a na ile celebracji czegos na pokaz i dla komercji. Tak jak ze swietami Bozego Narodzenia. Ilu z nas obchodzi to tak jak powinno byc, ilu przezywa narodziny etc ( a poczytajcie sobie Biblie itp) a ilu bo trzeba rodzinie kupic prezenty, obiad ugotowac, pieprzona choinke kupic z ktore sie tylko smieci. Gosci pozapraszac, ktorych ma sie ochote wywalic po pieciu minutach siedzenia przy wspolnym stole. A w ogole to najchetniej czlowiek po tygodniu bieganiny za karpiem i innym szczurami najchetniej polozylby sie dupa do gory i perdzielil to wszystko... Jak ktos w tym calym (wesolym?) burdelu znjaduje jeszcze czas na "duchowe przezywanie" to ja szczerze gratuluje...
Tak czy inaczej, tradycja to rzecz swieta.... a jak juz do tego podchodzimy to inny, taki maly, szczegolik.



Ps krotka refleksja:
Moi rodzice chodzili ze swoimi rodzicami na groby swoich dzadkow, ja chodze ze swoimi staruszkami na groby ich rodzicow.... ja bede chodzic na groy moich rodzicow. A kto bedzie przychodzil na moj grob i kogo ja bede przyprowadzac na groby rodziny?? Nikogo. W takich momentach samotnosc jest zla. Chyba, ze psa sobie wytresuje.