30 stycznia 2009

żona Obra

sprawcza moc natury
Kim lub czym jest Obr, tudzież Ober, nie mam zielonego pojęcia. Musi być jednak kimś szalenie wyjątkowym, egzotycznym i.... wróć, przecież żony Obrów spotyka się na każdym kroku i praktycznie wszędzie. Klub żon Obrów, tego chyba jeszcze nie było... owe panie mają jedna, dość pokrętna, wspólną cechę, taką rzucającą się w oczy, niczym neon nad klubem Go Go.
Każdy jest w stanie rozpoznać taką białogłowę z odległości setek mil.. to się widzi, czuję, słyszy. Chociaż z tym ostatnim bywa gorzej, bo zazwyczaj panie Obrowe są ciche, wręcz nienaturalnie ciche i spokojne, jak oko cyklonu. I tak jak cyklon mają taką konstrukcję... cisza, cisza, nic, nawet szemrania wiatru nie ma... i jak nagle wiejnie, to i podpiwniczony dom wyrwie z korzeniami. A później ulatuje gdzieś daleko, żeby znów nabrać rozpędu i mocy sprawczej.
A czy to jej wina? Zaprawdę powiadam wam, że nie. W końcu żaden cyklon, żadne tornado nie powstaje samo z siebie... działają czynniki zewnętrzne a on jest tego wytworem...

25 stycznia 2009

napisy

dwieście- 200- dwie setki, hmm 2setki albo i więcej skrobania, pisania i przepisywania, zapisywania.
Odkrywam niemożliwe i zapominam zagrzebać przeszłość, więc ta mi wyłazi i się sączy z dziur zapomnienia.
Zakończyłam jeden rozdział w moim życiu, tak definitywnie. Zabrałam wszystko co mnie jeszcze łączyło, spakowałam do torebki, owinęłam w szmaty- żeby się nie potłukło....
Koniec!

Początek!
Taki bez końca... otwarta księga z jednym tylko zakończeniem. Długa opowieść a nie powiastki urywające się w połowie, czasem tylko bohaterowie przenikający do następnych.
Napisy końcowe- śmierć!

Powoli wkraczam na dobrą ścieżkę życia, nie wiem jak będzie wyglądać, ale czuję, że to ta... Po spędzeniu długich lat na rozstaju i patrzeniu się na drogowskaz, podjęłam decyzję. I kroczę, stąpam powoli, rozkoszując się widokami i oczekiwaniem na nieznane.
Żyję, bo chcę...

19 stycznia 2009

zadra

ogrzewanie papilotem
Jak ponad 100 lat temu mawiała Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, mąż zdradza żonę z jej winy... tak w wielkim skrócie. Chodziło o to bowiem tej uroczej pani, że mężczyzna szuka wrażeń poza ciepłem ogniska domowego, jeżeli w nim nie znajduje tego czego by chciał i potrzebował. A któż, jak nie kobieta tym ogniskiem się zajmuję.
Pogląd stary, z zeszłej epoki i trąci trochę szowinizmem- mimo, że wysnuty przez kobietę i to wojującą jak na owe czasy. Przyznać muszę, że nic bardziej mylnego. A zdrada dotyczy zarówno mężczyzny jak i kobiety... i jedno i drugie, szuka wrażeń "na zewnątrz" jeżeli to "wewnątrz" jest nudne, inne, zgorzkniałe i ogólnie nieciekawe.
Ale skąd mamy wiedzieć, że coś (wg tej drugiej) osoby jest nie tak? Rozmowa- wyjście chyba jak najbardziej słuszne, ale czasem nie wystarczające. Obserwacja? Chyba przede wszystkim myślenie o tej drugiej osobie i o sobie też. Dbanie- dotyczy to zarówno sfery psychicznej, fizycznej, duchownej i wszystkich jakie nas otaczają.
Wróg publiczny nr. 1- nuda.... wspólny cel zawsze zbliża ludzi, wspólny wróg jeszcze bardziej....
Jak świat długi i szeroki, tak też tyle i jeszcze więcej różnego rodzaju poradników ( w postaci pisanej i werbalnej) jak ma wyglądać idealne małżeństwo, rodzina, wychowywanie dzieci. Są też poradniki jak być dobrym mężem, żoną, szefem, pracownikiem, babcią, dentystą i grabarzem. Tęgie głowy, siedzą myślą aż w końcu coś tam wymyślą. A nam wystarczy tylko podpiąć się pod jeden z nich i żyć według ustalonych prawideł. Niestety, co kraj to obyczaj, co człowiek to inna mentalność i tak naprawdę, żeby ów pomocniki miał race bytu, to powinien zostać napisany oddzielnie dla każdego z nas i to oddzielnie dla każdej sytuacji życiowej w jaką wkraczamy lub też się aktualnie znajdujemy.
Recepty nie ma, błędy trzeba popełniać, wysnuwać wnioski i uczyć się na nich.

13 stycznia 2009

oblodzenie

na wstępie muzyka:


to tyle tytułem wstępu.
Wbrew wszelkim pozorom rzucanie tych wszystkich smacznych świństw idzie mi całkiem dobrze. Jakoś nie tęsknie za nimi... chociaż nie, stojąc dzisiaj na przystanku i czekając 20 minut na autobus miałam nieodpartą pokusę przejścia na drugą stronę ulicy w celu udania się do "maca'. Na moje szczęście lub też jego brak, nadjechał autobus. Fakt, faktem że nie do końca mi pasował, ale przynajmniej od 'cycków' zrobiłam sobie spacer do domu.
Jakże zdrowo.. kilka kilometrów szybkiego marszu, bez żadnego dymka.
Cudnie, gdyby jeszcze ten chodnik nie był tak oblodzony...

Zastanawiam się momentami czy ja już jestem stara czy może świat się zmienił w jakimś dziwnym tempie i coś umknęło mojej uwadze w tej ewolucji otoczenia. Patrzę i podziwiam dzisiejszą 'młodzież' i oczy przecieram ze zdumienia i aż samo na usta ciśnie się powiedzonko "za moich czasów było to nie do pomyślenia" lub też inne równie wdzięczne.
O nie święta to ja nie byłam- nigdy i do tej świętości mi daleko. Jednak jakieś wzorce zachowania człowiek miał i wiedział co, gdzie i kiedy mu wypada a kiedy nie. I że kot, taki prawdziwy, nie ma 9 żyć i po przejechaniu go traktorkiem kotek nagle z płaskiego naleśniczka nie zrobi się nowym, żywym i znowu puchatym stworzonkiem. Kończynki mi moje odmrożone opadają jak witki i nie będą oje bachory ślubne lub też nieślubne oglądać nic do 15 roku swojego marnego żywota na tej planecie- a co będę dobrą matką i pozwolę wcześniej( w końcu miałam zamiar zabronić do skończenia pełnoletności).
Degeneracja nastąpiła i się wcale nie cofa, wręcz przeciwnie.
Nie mówię, o nie, że wszyscy 'młodzi' są źli.. cóż pewnie zdarzają się normalni i porządni obywatele tego kraju w wieku szczenięcym... szkoda tylko, że są na wymarciu albo się gdzieś ukrywają.
Przecież to takie 'fajne' być złym, zrobić oś ponad normy, złamać prawo, zaimponować rówieśnikom i pijanym jak stara szafa wrócić do domu w wieku 16lat. A później chwalić się i zbierać laury i wyznaczać nowe przeszkody do pokonania... i spirala się nakręca.
Skoro założenie kubła na śmieci nauczycielowi na głowę nie jest już żadnym wyzwaniem, to co teraz jest?
Zabić, by wnieść się na wyżyny w kręgu podobnych sobie?

12 stycznia 2009

nałogi

Mam swoje małe grzeszki, duże też ale o nich pomilczę.
Nad tymi dużymi postanowiłam popracować i to dość ostro. Po prostu je wyeliminować z życiowego jadłospisu. Obiecanki macanki a głupiemu i tak piach w oczy. Oczywiście jak tylko zabrałam się za siebie to mam ochotę na to wszystko z czego zrezygnowałam ( a to dopiero początek.
Po pierwsze- rzucam palenie- definitywnie!!!!
Po drugie- mniej piwa i innych %- jak mówię mnie, to myślę 'nie dwa dziennie'- ograniczę się do jednego tygodniowo, o ile będzie jakaś okazja, czyli np wyjście do pubu czy innego 'ubu.
Po trzecie- no more whoopers i innych fast foodów- a ja tak uwielbiam BK ;(
Rezygnuje z przyjemności- no nie ze wszystkich.
Zaczynam prowadzić tzw zdrowy tryb życia!!! Jestem ciekawa na jak długo mi starczy tego zapału. Jak na razie mam ochotę na zestaw powiększony, duże zimne piwo i puścić sobie dymka.
Ciężkie jest życie.
Zostają książki- zamiast się uczyć do egzaminów to czytam opowiadania XIXw pisarza francuskiego.
Basen- "pływaj kobieto, pływaj!!"
Rowerek- hmm jak tylko pedał naprawię- tak taki stojący w pokoju.
Dużo owoców, warzyw itp...
Jakby nie patrzeć wracam do starych nawyków i może jakoś bez większych problemów uda mi się przestawić.

10 stycznia 2009

ogródek

Gdzie kończy się granica dobrego smaku, a gdzie zaczyna kicz?

Zapętliłam się w czasie i przestrzeni. Co najdziwniejsze obie te rzeczy nie są ze sobą spójne.
Znowu mam czas pytań, zadawania ich samej sobie i całemu światu. Tylko, że ani tu ani tu nie uzyskam odpowiedzi.
Znowu się dziwię pewnym "normą" których ja nie chcę postrzegać w tych kategoriach.
Pewnie umrę, kiedyś tam, z tymi samymi pytaniami w głowie i bez żadnej odpowiedzi. Chociaż jakiś, jeden ogólny, obraz mi się kreuje.
Ludzie są egoistyczni i myślą tylko o sobie. Jeżeli już zdarzy im się o kimś innym, to tylko z poczucia przyzwoitości i tego, że oczekują czegoś w zamian (robi się błędne kółeczko).
Dewiza: "ja chcę wszystko tu i teraz a ode mnie nie oczekuj niczego"- dość pospolita jak na te czasy.
Kompromis- a co to takiego??? Kompromis jest wtedy, jeżeli ktoś musi się do nas dostosować, nigdy odwrotnie.
I bądź mądry człowieku i żyj w tym świecie, w którym wymagają ode mnie latania na każde skinie, bo inaczej ziemia wyleci z orbity jak tego nie zrobię i będzie kataklizm. Pojąc mnie mrzonkami, że na moje też się jest, jak tylko poproszę.
Muszę usłyszeć szept i przybywać.
Muszę głośno krzyczeć, żeby ktoś mnie usłyszał i z wielką łaską przybył. Przybył tylko dlatego, że wypada i że jak tego nie zrobi to mogę się zbuntować i nie przyjść kiedyś tam- i będzie koniec.
Głuchnę na szepty i przestaję krzyczeć.
Sumienia mi brak

4 stycznia 2009

po burzy

"When it's snowing on the mountain
Don't despair, for way up high
There's a springtime in the making by and by

When it's raining in the valley
Don't despair, for way up high
There's a garden in the making by and by

When it't storming on the high seas
Don't despair, for way up high
There's rainbow in the making by and by"

cuda wiślane

z nadejściem zimy, nadchodzą i zmiany.
Odrosła mi ręka, tak metaforycznie. W jakiś taki dziwny sposób to zrobiła, bez mojego udziału, ba nawet jej o to nie prosiłam. Akurat wtedy, kiedy zupełnie o niej zapomniałam, że kiedyś sobie istniała i że do czegoś była mi przydatna. Więc jak już przestałam się przejmować jej brakiem, to proszę- pojawiła się i wesoło do mnie zamachała. A ja stoję nadal jak wryte dziecko w piaskownicy i nie bardzo wiem co mam z tym zrobić.
Przyglądam się, badam, podziwiam i uczę się na nowo.
Chociaż coś dawno temu, głęboko we mnie, umarło, coś co sprawiało, że dawniej bym śpiewała, chodziła po wodzie ze szczęścia, że znowu jest.
Nie umarło, sama zabiłam i teraz do mnie to właśnie dociera i przeraża.
Uczucia...