31 grudnia 2008

rękawiczki

nie ważne jak, z kim, po co i dlaczego, ważne żeby w ogóle....
Jest zima, w raczki zimno, chuchanie, dmuchanie i pocieranie nic nie pomaga. W portfelu pustka, goło i wesoło brzęczą drobniaki a przydałoby się o kilka groszy więcej na rękawiczki takie ciepłe skórzane, wymarzone... Cóż nie stać nas, więc aby nie odmrozić sobie do końca palców to idziemy na stadion czy inny bazar i kupujemy jakaś tanią imitacje rękawiczek za marne grosze. Oby jakieś mieć, byle jakie, ale są i jakoś grzeją. Nie ważne, że po kilku dniach na palcach robią się dziury a po tygodniu się rozlatują i do niczego nie nadają. Ale nadal ich potrzebujemy, więc tą parę wyrzucamy do kosza jak zgniłe jabłko, w końcu były tanie, i idziemy po następną. W sumie ma to i swoje dobre strony, bo przez sezon zimowy możemy mieć kilka par różnego koloru, ale wszystkie tak samo marnej jakości i tak samo tanie i nie potrzebujące z naszej strony żadnych starań w pielęgnacji.
Tylko, że zamiast rozdrabniać się na podróby, przez ten czas spokojnie moglibyśmy uzbierać na owe wymarzone skórzane. Które owszem są drogie, wymagają stałej pielęgnacji, ale będą nam ogrzewać łapki nie dzień, nie dwa, ba nawet nie jedną zimę ale znacznie dłużej....

25 grudnia 2008

rzeczni przyjaciele

kumple, funfle, kolezanki i koledzy- znajomi roznej masci, nacji i plci i w srod nich garstka prawdziwych przyjaciol. Zwichrowanych, stuknietych i lekko odchylonych od normy tak jak i ja. Pewnie to jest powodem tej naszej przyjazni, ktora czasem bywa ciezka, irytujaca i przegadana. Czasem.
Jakby ich wszystkich wyslac ze soba na bezludna wyspe, tak na tydzien, to pewnie po trzech dniach musialabym im pogrzeby urzadzac... Aczkowliek, moze jakims cudem udaloby im sie miedzy soba dogadac. Nawet jezeli do rekoczynow by nie doszlo to atmosfera bylaby tak zageszczona, ze tylko nozem ciac.
COz ja biedna rybka na to poradze, ze przyjaciele moi to zbiorowisko indywidualnosci. Ale jedno ich laczy, pytanie ktore kazdy mi zadaje a dotyczy drugiej osoby z tej grupki "jak ty z nia/nim wytrzymujesz, bo ja po 5 minutach mam juz jej/jego dosyc".
Widac jakos wytrzymuje i calkiem dobrze mi to idzie. Sposob mam jeden, umiejetne czasem wylaczanie sie, ale to tylko w ostatecznosci jak inne argumenty upadna.
Co mnie jednak tak naprawde przy nich trzyma, nie mam zielonego pojecia, b i mnie czasem wkurzaja [ja ich pewnie czesciej ;p], ale sa, zawsze, gotowi pomoc, przytulic [ja sie nienawidze przytulac], maja sto pomyslow na minute i na kazdym kroku mnie zaskakuja.
W koncu rodziny i przyjaciol sie nie wybiera.... i mialam opgromne szczescie, ze mi sie dobrze trafilo....

21 grudnia 2008

rzeczywistosc stworzona

wspięłam się... i utrzymuję kurs ku górze... no nie do nieba nie idę, bo mi nie podrodze.
Właściwie to przemeblowanie, taka małą rzecz a cieszy. Jakaś zmiana w życiu i to widzialna i namacalna.
Mozna sie pobawic w kreatora rzeczywistosci, ponaginac ja do wlasnych potrzeb i nacieszyc nimi oko, ba nawet dwoje(dwa)(dwie).
Zastanwiam sie czy to czlowiek stwarza to co sie wokol niego dzieje, czy tez jest odwrotnie. Kto na kogo ma wiekszy wplyw. I czy Bog czy jak go tam nazwiemy stworzyl czlowieka czy tez czlowiek stowrzyl Boga, religie i wszystko co jest z tym zwiazane. Jak jeszcze jestem w stanie przyjac do wiadomosci i nie odrzucic tego, ze gdzies na poczatku(na takim samym poczatku) byl sobie stworca, ktory machnal czarodziejski kijkiem i wyczarowal swiat. Tak juz uwazam, ze religie stworzyl czlowiek sam bez pomocy sily wyzszej. Dlaczego? A bo trzeba bylo wyjasnic ludowi prostemu i sobie samemu skad bierze sie np tecza. Ba, trzeba bylo jakos te baranki trzymac w ryzach, zeby czuly respekt, wiec co... wymyslmy pieklo i wieczne potepienie i krzyczmy z ambon i innych wierzcholkow, ze o to sa przykazania, ktorych trzeba przestrzegac, bo inaczej bedziemy sie smazyc w smole do konca swiata i jeden dzien dluzej. A dla tych naiwnych, tfu wiernych i umeczajacych sie mamy nagrode.. ale tez po smierci. Ogolnie jakby nie patrzec czlowiek ma pracowac za zycia, zeby dostac nagrode lub kare lezac juz w piachu. Fantastycznie.
Wracajac do poczatku... byl wybuch i to wielki, bo jakies pylki kosmiczne sie zebraly i trzask. Pytanie skad ten pyl.. a no z innel galaktyki, a skad sie tam wzial, jeszcze z innej.... i tak do usranej smierci. Wiec moze na poczatku byl ktos kto to stworzyl- Stworca....
I pytanie za milion: Skad sie wzial Stworca??
Moze i byl, zbudowal i sobie pszedl tworzyc nowe. Tak jak budowniczy, ktory po postawieniu ostatniej cegly i wykonczeniu domu idzie i robi nowy, nie ingerujac w to co mieszkancy poprzedniego robia.

14 grudnia 2008

otchłań

gdzieś uciekłam. Wrócę jak mój stan psychiczny wróci do równowagi. Jest na granicy rozpadu, rozkładu i wszelkiej destrukcji.
Celowość w unikaniu ludzi jest nieprzypadkowa w tym przypadku. Nienawidzę siebie, oj tak i to bardzo szczerze. Siebie i całego tego parszywego świata. Popadłam w błędne koło i samonapędzającą się spirale. Brak silnej woli powoduje frustraje, bycie miękką jak owieczka- chęć zeskoczenia z PKiN pięć razy.
Kurwa mać!!!!!!!!!
Jest źle, jest tragicznie.
I jak tu przyjaciołom powiedzieć, że unikam ich dla ich dobra.
Zaszyłabym się najchętniej w jakieś dziurze i przeczekała wszystko. Właśnie to robie, we własnym pokoju, od kilku dni w tym samym dresie i z tą samą butelką- wody i herbatek odchudzających.
Czekam na cud, ale cudu nie ma. Nie ma niczego.
Pieprze wagę, pieprze opóźnienia w organizmie i moje lenistwo.
Wybucham jak nad aktywny wulkan, wybucham pełna żalu, bólu, strachu i z nienawiścią do tego cholernego świata....
Krzywdzę innych i jeszcze bardziej się nieznoszę.
Znów się zamykam. Przeczekam.
I zaplotę sznur....