3 sierpnia 2012

Pogoda zmienną bywa

Podobnie jak i przyjaźnie.
Dzisiaj cię lubię jutro jesteś mi obojętna. Czemu? Bo mam taki kaprys, bo dzisiaj cię potrzebuję do (i tu wstawić do czego, np noszenia mebli). Za to już jutro znajdę sobie nowych znajomych.
Dzisiaj jesteś dla mnie kimś ważnym, a raczej odwrotnie ja dla ciebie i się ciesz z tego. Jutro jak będziesz mnie potrzebować to ucieknę. Mam swoje problemy, ty masz ich wysłuchać i zapłakać nad mym złym losem. Przecież to widać, że cały świat jest przeciwko mnie. Wszyscy. Ja nic złego nie zrobiłam. To oni się uwzięli, znajomi, rodzina, praca, kot sąsiadów i kanarek ciotki.
Pan z warzywniaka przytaknął mi ostatnio, że mam rację. Znaczy się mam ją i wiem to bez osób trzecich.
Jesteś moją przyjaciółką dzisiaj. Jutro będę miała już nową, lepszą. Taką, która będzie mi przytakiwać i utwierdzać mnie w tym, że to ja jestem ta dobra.
Ty przestałaś. Zaczęłaś głosić jakąś herezje, ze niby to moja wina, że powinnam spojrzeć krytycznie na siebie. Bzdura. Jakim sposobem taki ideał jak ja mógłby się mylić w ocenie świata. Zwłaszcza, że co chwila ktoś podziela moje zdanie. Przecież ty też je podzielałaś.
Do kosza z taką przyjaźnią. Nie przytakujesz, cóż do widzenia.
Czasem będę stwarzać pozory, że to jednak dalej trwa, ze dalej jestem dla ciebie ważna.
Czasem rzucę ci pod nogi kilka ciepłych słów.
Czasem zainteresuję się co u ciebie, żeby zaraz zalać cię lawiną moich problemów. Ale tylko czasem.

Edycja limitowana.

Siedzę i przeglądam z nudów listę znajomych jaką posiadam na FB. Sporo ich, nawet za dużo jak na takiego aspołecznego człowieka.
Jeżeli zaczęłabym kasować wszystkich tych z którymi nie miałam kontaktu od ponad roku, to zostałoby mi około 10-15 osób. A i tak tak liczba byłaby mocno naciągana.

Zastanawiam się ile w tym wszystkim jest mojej winy. Dużo. Nie odzywam się ja, czekając aż ktoś zrobi to pierwszy. W końcu jeżeli by chciał/a to by to zrobił/a. Widocznie nie jestem aż tak interesującą osobą, żeby się ze mną kontaktować.

Z drugiej strony powinnam chyba też sama zacząć pisać.

Tylko, cholera jasna, wkurzają mnie durne pytania: co słychać?
Poza tym, szczerze, to mnie mało obchodzi co u kogoś słychać.

Mam społeczną schizofrenię. Z jednej strony brakuje mi kontaktów międzyludzkich, z drugiej strony ci sami ludzie po 10 minutach mnie drażnią.

Wkurzam się, że nikt mnie nie zaprasza i nikt do mnie nie wpada. Ale po 1 h. siedzenia gości mam ochotę ich wykopać z własnego mieszkania.

Wyprowadzając się z domu snułam wizję tzw "otwartego mieszkania". Ktoś wpadnie, ktoś wypadnie, ktoś przenocuje, babskie plotki i weekendowe twórcze spotkania.

Wkurzałam się na rodziców, że zamykają swoje drzwi przed innymi.
Jestem taka sama.

Zamknęłam się w 4 ścianach. I w nich samotnie wieczorami siedzę. Co najgorsze ten stan rzeczy przestał mi już przeszkadzać. Brakuje mi tylko kotów i będę mogła robić za zbzikowaną staruszkę.




17 kwietnia 2012

Księżniczka na ziarnku grochu i lud

Będzie zdjęciowo i gadżetowo. Mam nową zabawkę. Całkiem fajna ta zabawka. Nowy telefon. Telefon jak telefon, wybierasz nr i dzwonisz. Ale ma to co ja lubię aparat i radio. Niby w dzisiejszych czasach standard. Aparacik robi całkiem przyzwoite zdjęcia + możliwość wgrania aplikacji do obróbki i wychodzą ciekawe efekty:


Pies jaki jest każdy widzi. Wielki, kudłaty i zadowolony z życia.

To tyle w tym temacie.
Dalej nie będzie już tak kolorowo.
Po wczorajszym dniu dochodzę  (po raz kolejny) do wniosku, że ludzie to jednak debile. Ja naprawdę staram się ich polubić, przestać się bać... nie da się.
Wracam wieczorem z pracy. Kilka siedzeń dalej typek siedzi. Nawalony jak pół szpadla i drze się do komórki (bo normalną rozmową tego nie można nazwać). Co drugie słowo to: kurwa, ja jebie (albo coś w tym guście). Ludzie cisza, stoją i udają ze nie słyszą. Mnie ciśnienie rośnie, policzyłam do 1000 żeby się tylko uspokoić i gościowi nie zrobić kuku. I przebiegła mi przez głowę myśl. Może wstanę i mu zwrócę uwagę, albo zabiorę komórkę i wypieprzę przez okno. Pomysł genialny. Patrze na gościa, typ osiedlowego rozrabiaki, nabuzowany jak cholera. Kurwi przez ten telefon jakby mu kto rodzoną matkę kilofem zgwałcił. I dalej siedzę. Ze strachu. Ja mu coś powiem.Szansa na to, że mi nie przywali-znikoma (pomimo tego, że jestem kobietą). Szansa na to, ze ktoś w autobusie zareaguje- ZEROWA!!!. Więc siedzę jak ten debil i czekam aż skończy. Skończył, po 2 minutach znowu gdzieś dzwoni. Na szczęście wysiadam.
Szum samochodów i dźwięk klaksonów przyjemnie mnie uspokaja.
Wolność i biegiem na pocztę. 
Numerek- liczba oczekujących osób 40+ (już nie pamiętam dokładnie ile). No k jego w d mać. Centrum miasta, wielka poczta, godziny szczytu (ludzie z pracy wyłażą, jeszcze przed serialem) i na 11 okienek  TYLKO 3 czynne. Siadam i czekam. Przesyłkę muszę odebrać dzisiaj, z pracy mnie nikt nie zwolni wcześniej, Oszaleć można...
Kilka numerków odpadło wcześniej, panie zamiast przyspieszyć pracę (chyba widzą zza tych swoich szybek, że tłum ludzi czeka) to wychodzą na kawę w myśl zasady: ok teraz nikogo nie ma, ale jakby jednak ktoś był to musiałabym go obsłużyć. Reszta i tak musi czekać.
Jest, jest, jest mój numerek. Patrzę na zegarek- godzina czekania. Pytam się pani grzecznie dlaczego ich tak mało? Brak chętnych do pracy, a poczta pozwalniała.
Nie rozumiem- poczta zwalnia ludzi i jednocześnie szuka do pracy??? Ktoś mi jest to w stanie wytłumaczyć.
Ktoś wymyślił, że do pracy na poczcie wystarczy garstka. Poszli w listonoszy.  Tylko coś im nawaliło.
Jak zwykle.
 



21 marca 2012

Prasówka

Człowiek siedzi sobie grzecznie w pracy, popija kawę, przegląda strony dla polskiej inteligencji.Od czasu do czasu zagląda na FB w celu sprawdzenia kto tym razem się rozwiódł i jakiego psa trzeba w związku z tym ratować.
Ukazała mi się dyskusja u znajomego na tablicy. Ostra, z wywalaniem znajomych (konkretnie jednej niewiasty). Zaciekawiona czytam od początku, żeby poznać źródło. I jest, tadam- dzisiejsza akcja w Katowicach.
Zła policja, dobry obywatel i cały naród oburzony. Gdzieś, ktoś nawalił. Brygada antyterrorystyczna dostała zły adres, złe dane. Pojechali, zrobili swoje i wyszli. Ok, działa mają brutalne. Z drugiej strony są to ludzie specjalnie szkoleni do walki z największymi przestępcami. Najpierw na ziemie, później pytania. Jeżeli dostają informację, ze pod takim a takim adresem znajduje się grupa przestępcza to idą. Nie będą wchodzić przecież w dyskusję filozoficzną z bandziorem.
Owszem zdarzają się pomyłki. Ktoś gdzieś wcześniej zawinił i to akurat nie podlega dyskusji. Ktoś zebrał błędne dane, być może tzw informator specjalnie wywiódł w pole. Nie wiem i pewnie tego nikt nie wie.
Policja jest zła- koniec kropka. Łatka została przypięta.
A teraz z drugiej strony. Przypuśćmy, że owa parka rzeczywiście byłaby przestępcami, groźnymi, wyrachowanymi i bez skrupułów. Policja grzecznie puka do drzwi (bo tak przecież MUSZĄ zrobić), przedstawiają się, tłumaczą... czas leci. Kilkakrotnie przepraszają za najście, jeszcze najlepiej jakby się spytali czy nie przeszkadzają i czy może lepiej w innym terminie... kultura pełną gębą. Zapewniam was, że bardzo szybko albo któryś z nich straciłby życie albo uszczerbek na zdrowiu.
Nie usprawiedliwiam nikogo, nie byłam tam. Ale też nie osądzam.
Koniec tematu pierwszego.
Temat drugi,
Pieski, kotki, chomiczki i inne szynszyle. Czyli łańcuszek szczęścia.
Pkt 1- sama udostępniam na swojej tablicy informacje o ty, że jakieś bydle czworonożne szuka domu. Sama mam psa znajdę, ze mną teraz mieszka "schroniskowiec" i pewnie gdyby warunki pozwalały to wzięłabym jeszcze jedno kudłate. Tyle tytułem wstępu.
Podziwiam ludzi zaangażowanych w pomoc- realną pomoc. FB jest bardzo dobrym narzędziem do takich akcji, można dotrzeć do większej grupy ludzi. Idea słuszna, piękna i przyklaskuję.
Wkurza mnie natomiast coś innego, durne przyklejanie wszelkich łańcuszków oraz komentarze pod każdym zdjęciem: " o boziu jaki on słodki" " a jakie oczka" " cud" . Zamiast się durne cipy (bo większość to baby) rozczulać nad zdjęciem, nie lepiej zakupić worek karmy pojechać do schroniska i przekazać tym cudom? Albo wziąć jakiegoś do siebie? Pewnie, że nie... sumienie czyste (bo przecież zamieściłam zdjęcie u siebie) i przy tym się nic nie narobiłam.
Hipokryzja to się nazywa. Ewentualnie debilizm. Zwał jak zwał.\
Koniec tematu drugiego.
Temat trzeci.
W zamyśle miało być coś o małej Madzi.... nie będzie. Kolejny temat rzeka, niekończąca się opowieść. Więcej specjalistów niż to ustawa przewiduje. Każdy mądrzejszy od poprzedniego. Oczywiście nikt nie był na miejscu jak wypadek miał miejsce, nikt nawet nie porozmawiał z matką dziecka. Ale każdy wydał już swój wyrok. Klamka zapadła.

Tyle w tym temacie, nie będę dalej roztrząsać.

24 lutego 2012

Burza w szklance wody

Źródło obrazka- FB, a dokładnie tablica pewnej osoby. Oryginalne źródło- sądzę, że jakaś strona z demotami czy innymi kwejkami.
Obrazek który wywołał dyskusję o dzisiejszych księżniczkach i o tym czym jest cud.
Dyskusja ostra, bezsensu i bez  ładu i składu. Przynajmniej moim zdaniem.
O ile sama rozmowa o tym czym jest cud, jest ok. O tyle dyskusja w okół tego obrazka- już jest śmieszna. Bo niby o czym tu dyskutować? Jakieś dziecko neo zrobiło graficzkę, moim zdaniem trafną. I koniec kropka. Jeżeli ktoś chce czekać na ten cud, to jego sprawa. Pytanie co oznacza słowo cud w tym zdaniu? Czy cud- że w końcu znajdzie się jakiś ślepy i głuchy który mnie zechce. Czy, że strzeli mnie piorun... Czy, że jak się znajdzie to wytrzyma ze mną.... cała masa cudów i wszystkie są cudaczne a nie cudowne.
Są cuda Biblijne, religijne, objawione- ogólnie te w które wierzą wyznawcy jakieś religii.
Są cuda natury, techniki... coś zostało stworzone przez miliony lat przez naturę i czy przez rozwój cywilizacji. Nie są to cuda w rozumieniu religijnym (czyt cholera wie skąd to się wzięło). Bo doskonale wiemy jak powstał np wodospad Niagara, jaki proces erozji skał następował, jak ukształtował się teren. Cud, jako synonim piękna. Bo widok naprawdę zapiera dech w piersiach (podobno).
W obecnych czasach jesteśmy większość zjawisk zachodzących w przyrodzie wyjaśni w sposób racjonalny i naukowy. Wiemy dlaczego słońce wschodzi i zachodzi, dlaczego mamy pory roku i czemu drzewa gubią liście jesienią. Co ma wspólnego księżyc z przypływami i odpływami. Wiemy bardzo dużo, choć zapewne nie wszystko. Zabawa polega na tym, ze kiedyś nie wiedzieliśmy i pewne zjawiska przypisywaliśmy istotom wyższym, Bogu, Allahowi, Jahwe, bożkom i innym elfom. I to był wtedy dla naszych przodków cud. Bo jest coś, dzieje się coś, a my nie wiemy dlaczego. Jeżeli nie jesteśmy w stanie sobie wytłumaczyć jak to się stało, to oznacza, że ktoś musiał tym pokierować, to stworzyć. I mamy cud na tle religii (jakiejkolwiek).
Ale cywilizacja zaczęła iść naprzód, ludzie zdobywali większa wiedzę i doświadczenie. Jednego walnęło jabłko w głowę, drugi zmarzł podczas kąpieli, ktoś za długo zapatrzył się na gwiazdy (widać cierpiał na bezsenność) i zaczęliśmy kojarzyć pewne fakty. Okazało się, że za tymi wszystkimi zjawiskami nie stoi siła wyższa, tylko wynikają one z praw fizyki, chemii, matematyki, biologii. Że jedno z drugim jest jakoś powiązane i jedno na drugie ma swoje oddziaływania.
Od tego momentu słowo cud straciło na znaczeniu (poz a kręgami mocno religijnymi). Przestało oznaczać coś mistycznego, tajemniczego i niewyjaśnionego. Jak dla mnie stało się zamiennikiem słowa piękny, zachwycający, o kurwa jak tu pięknie. Ewentualnie to cud, że ja jeszcze żyję. To cud, że wytrzymuję z tym Ogrem albo to cud że kobieta w Indiach urodziła jedenastoraczki (tak to się piszę poprawnie??). Cud jako skrót od myśli- jestem pełna podziwu dlatego co właśnie się wydarzyło. Jestem pełna podziwu dla kropelki wody, która dała początek wodospadowi Niagara.
Cud, ze ja jeszcze nie zwariowałam.
 I na koniec tak, żeby było miło dla oka


Mordor w środku lasu

Było tak:

Postawiłam sobie domek w środku lasu, z dala od ludzkich siedzib i oczu.
Owszem domek bez płotka, drzwi nie zamykałam na klucz, bo któż do mnie przyjdzie. Chyba tylko zagubiony w lesie turysta. A takiego to i przyjmę z miłą chęcią i herbatką malinową poczęstuję. I poszła won w swoją stronę. Bo ja jestem niezbyt gościnna.
I żyłam sobie w tej mojej chatce cicho i spokojnie.
Aż przyszedł pan, pewien pan, bardzo miły pan i bardzo mu się chatka spodobała i postanowił ogłosić całemu światu, że tam o to w środku lasu stoi chałupina. Zaczęły się piesze wędrówki i zwiedzanie....
Dlatego też...


Teraz jest tak:


Mogłabym zacząć w tej chwili zabawę: "znajdź 10 różnic pomiędzy obrazkami".
Nawiązując do powieści Tolkiena, pomimo obwarowania się ze wszystkich stron i tak znajdzie się grupa dziwaków, którzy się przedrą do środka.

13 lutego 2012

Jestem pod wrażeniem

naprawdę dużym, wielkim, ogromnym. Moje oczy wyskoczyły mi z orbit, głowa kręci się jak w filmie o egzorcyzmach. Jest obłęd. Przeprowadzka w pełnym galopie. Kręgosłup mam wygięty w drugą stronę, dłonie zniszczone jakbym pole zimą orała własnymi paznokciami. A końca nie widać. Jedno mieszkanie zawalone pudłami, pakunkami, paczuszkami, torbami, siatkami. Meble jeszcze nie wszystkie przewiezione i nie ma gdzie tego wkładać, upychać. Drugie mieszkanie wymaga malowania, sprzątanie i doprowadzenia do stanu pierwotnego (wymogi umowy). Czas nagli. Transport nawalił, zepsuł się. Nie ma. Pytam po znajomych, "przyjaciołach" i co słyszę- no, przecież są firmy transportowe. Owszem są, geniuszu. Wpadłam na ten pomysł już na początku. Tylko, że firma transportowa za sam przewóz (bez pomocy przy załadunku i rozładunku) liczy sobie od 200 zł w górę. Drogo, psia jego mać, jak cholera. Zwłaszcza, że i tak parę groszy muszę dać panom od noszenia. Więc szukałam osoby, która miałaby dostawczaka i mogłaby pomóc. Oczywiście za benzynę ja płacę... Nie ma, nikt nic nie wie. Za to jest cała masa cioć dobrych rad. I wróżbitów z chińskimi ciasteczkami.

Pytania: " to kiedy będziesz już na tej Marszałkowskiej" zaczynają mnie wkurwiać.
Będę jak się w końcu przeprowadzę i ogarnę. Czyli w tym tempie to za jakiś miesiąc.
"Ojoj a czemu tak długo?"- zabić, zabić, zabić i jeszcze raz zabić. Na śmierć, a później poćwiartować i dać świniom na pożarcie.
Długo, bo mam taki kaprys.

Wrzuciłam jakąś notkę na FB odnośnie przeprowadzki i dostaję komentarz: to trzeba było powiedzieć, pomogłoby się.
Pomoc dalej potrzebna i cisza zapadła po drugiej stronie!!!!. Dla spokoju własnego sumienia zaproponuję pomoc, a później pomyślę jak się z tego wykręcić....
Wkurzają mnie teksty w stylu: " gdybyś mi powiedziała to bym pomogła, a tak to nic nie wiedziałam/em". Mówiłam, pisałam nie raz i nie dwa. Zaproszenie na piśmie w trzech egzemplarzach trzeba wysłać?

Nie będzie nocowania, oglądania filmów, robienia imprez.... Jak tak, to telefon do mnie wszyscy mają i znają.
I z pytaniem: " czy mogę u ciebie przenocować, bo mi się nie chcę wlec dupy autobusem do siebie" dzwonią o 3 nad ranem.
Nie, nie możesz.
Nie możesz też u mnie oglądać swoich filmów, robić urodzin... nie ma mnie.
Zastanawiałam się nad prowadzeniem otwartego domu, goście wieczorem, jakaś muzyczka, rozmowy, jak ktoś chce to niech tańczy... miło, sielankowo. Myśl mi z głowy wybiegła szybciej niż tam wleciała.
Owszem, drogi przyjacielu, nie masz obowiązku mi pomagać. Ale nie deklaruj tej pomocy, nie ubolewaj nad tym, że gdybyś wiedział wcześniej to byś coś zrobił. Wcześniej, tzn ile? Rok, dwa...
Nie nazywaj się moim przyjacielem i nie wrzucać mi pustych kawałków " na mnie zawsze możesz liczyć". Bo nie mogę. Wyjście na kawę, to nie jest pomoc.

Powoli robię się aspołeczna. Może mam wygórowane wymagania. Może oczekuję zbyt wiele. Może pomoc dzisiejszych przyjaciół polega na pisaniu dobrych rad i przeklajaniu łańcuszków szczęścia.
Może...

Na koniec piosenka na dziś:





26 stycznia 2012

Baran analfabeta

Nie, nie będzie o ACTA. Nie będę prowadziła interpretacji czy dana umowa handlowa jest słuszna  czy nie. Informacji, dyskusji na ten temat w ciągu ostatnich kilku dni było bardzo dużo.
Faktem jest, że ACTA to umowa handlowa pomiędzy poszczególnymi stronami (państwami) i jedyne co w niej jest to regulacje jak postępować w danym przypadku, jak dane strony mają ze sobą współpracować ( takich umów jest od cholery w krajach członkowskich UE- i jakoś nikt nie protestował). Umowa ACTA opiera się na porozumieniach państw należących do WTO. To tak w skrócie.  Nie jest to dokument prawny, nie narzuca danemu państwu zmiany prawa. Wręcz przeciwnie cały czas "mówi", że dane postępowanie musi być zgodne z prawem danej strony. HOWGH, tyle w temacie ACTA.
Stado baranów wyszło na ulicę krzycząc wolność dla internetu, wolność dla złodziei, wolność dla Fafika i pedofila Mariana ( a co, każdemu się należy wolność. Nie bądźmy hipokrytami). Zaczęło się w internecie, ktoś rzucił hasło " rząd nas dyma", ktoś przekazał to dalej i rozniosło się szybciej niż rzeżączka w burdelu. Dla niewtajemniczonych zaczęło się od protestu Wikipedii przeciw PIPA i SOPA, które nie są tożsame z ACTA (resztę sobie można wyguglać w internecie). Machina ruszyła, powoli, ociężale.... i nabrała tempa.  W międzyczasie powstała grupa Anonymous (chyba fanatycy filmu V for Vendetta, aczkolwiek w połowie przysnęli bo nic z niego nie zrozumieli), hakerów z nad Wisły, terrorystów polskiego rządu i walczących w słusznej sprawie. O, żeby wam się tak ktoś do dupy, tfu serwera dorwał i wyczyścił wasze konta co do grosza. W końcu walczycie o wolność i możliwość brania co nie swoje. Więc może warto i udostępnić swoją krwawicę?? Fakt, nie zrobią tego. Bo to moje. A co moje to nie rusz.
Stado baranów zaczęło się powiększać- wolność dla wszystkich, każdy ma prawo do własnego zdania, przecz z ACTA, nie dla cenzury- to tylko kilka pustych haseł jakie głosili. Demokracja zwycięży, ale jak masz inne zdanie od naszego to wpierdol. To albo wolność dla wszystkich, albo dla wybranych- a jak dla wybranych (tych co myślą tak jak my) to już jest totalitaryzm i ni cholera nie pasuje mi jedno do drugiego.
Z drugiej strony ja mogę się nie znać. W końcu miliony much nie mogą się mylić.
Polskie społeczeństwo ma problem z czytaniem ze zrozumieniem, ba ma problem z czytanie w ogóle. Więcej niż 2 kartki maszynopisu to już jest za dużo. Lepiej się opierać na "wiedzy innych".
Myślałam, ze analfabetyzm dotyka znaczną mniejszość. A tu proszę, taka niespodzianka. Ciemnogród jak nic.
Wmówić by się im dało, że Ziemia jest płaska. A to co nam od lat (kilkuset) pokazują w mediach i mówią w szkole to propaganda.
Przerażają mnie dzisiejsze "autorytety" polskich nastolatków. Z szacunku dla siebie nie będę ich wymieniać.
Teraz każdy może stać się samozwańczą gwiazdą internetu, wystarczy zrobić coś głupiego, obrzydliwego, pokazać dupę, wypierdzieć alfabet i wybekać tabliczkę mnożenia. I już o nas mówią, oglądalność rośnie a w sytuacjach takich jak ostatnio możemy nakręcić odezwę do narodu i porwać tłumy. Żenua jak mawia teraz młodzież (chociaż, może już jakoś inaczej).
Jeszcze jedna dygresja- wkurzają mnie opisy na fejsie czy innych tego typu portalach "kradnę póki mogę". A to wcześniej można było kraść? Kurwa znowu coś przegapiłam. Jakbym wiedziała to poszłabym do jakiegoś marketu ukraść sobie PS3 albo skrzynkę wódki. Jedyne co mi z tego wychodzi to społeczne przyzwolenie na kradzież. Zacznę chyba spisywać te osoby, które miały tak napisane i odwiedzę w biały dzień ich mieszkania, ukradnę co mi się będzie podobać. Przecież mogę. Tylko czemu nikt mi nie chciał podać haseł i loginów do kont bankowych??
Tyle jeżeli chodzi o dygresję i moją frustrację na polskie społeczeństwo.

A można było przeczytać dokument ACTA, można i trzeba było i nie wyszłoby się na idiotów. Bo jak wy krzyczeliście STOP ACTA, to polski rząd w nocy z 25/26.01 czasu polskiego w Japonii podpisał ową umowę. I nie nastąpił koniec świata, nie ma apokalipsy i potopu. Ziemia nie rozstąpiła i nie pochłonęła wszystkich serwerów (co ciekawe ACTA nie dotyczy tylko internetu, ale po co to wiedzieć).
Do tego, żeby taka umowa weszła w życie potrzeba kilku miesięcy (przy dobrych wiatrach) a zapewne lat ( na zebranie wszystkich podpisów, zatwierdzeń, certyfikatów itd). Dopiero wtedy umowa handlowa nabiera mocy prawnej. Zapewne (chociaż w tym momencie zgaduję) będzie jeszcze kilkakrotnie zmieniana, wyniknie coś nowego, ktoś sobie coś przypomni.  Podpisanie nic a nic nie ostudziło zapału "walczących". Protesty z internetu wyszły na ulicę. A międzyczasie Rząd nas zrobił w chuja.
ACTA to pikuś przy tym co zrobił NIK. To jak szczotkowanie i borowanie.
Ale tłum baranów zaślepiony w swej złości i tak nie zauważy tego co właśnie się stało i jak decyzja NIKu wpłynie na nas wszystkich.
Groziło nam sprawdzanie przez dostawców internetu na jakie strony wchodzimy i o to był cały bunt. Już chyba wolałabym taki scenariusz niż to:

Każdy kontroler NIK będzie mógł zbierać i gromadzić m.in. informacje na temat pochodzenia rasowego, preferencji seksualnych, poglądów politycznych, wyznania, a nawet informację genetyczną, nałogów oraz stanu zdrowia. Takie uprawnienia daje pracownikom Izby wchodzący w życie 2 czerwca tego roku przepis znowelizowanej w 2010 r. ustawy o NIK.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/1523695,1,nik-dowie-sie-o-nas-wszystkiego-lacznie-z-kodem-genetycznym.read#ixzz1kYpPcc4L

Warto by było przeczytać całość artykułu zwłaszcza, ze ma mniej niż 2 strony. 

24 stycznia 2012

Odkrycie (moje) roku.

Przyszło mi po marketingowcach poprawiać grafikę. O dziwo na swoich komputerach nie posiadają żadnego programu graficznego do obróbki zdjęć. Choćby najprostszego. Opcja, żeby ściągnąć z internetu- odpada, blokada. 
I przybiega do mnie z obłędem w oczach, że popsute, że trzeba poprawić i kolorki mu się nie zgadzają (na etykiecie jaśniej, na wydruku ciemniej).
A co ja biedna mam zrobić, też na komputerze blokada i nic nie mogę ściągnąć. Ale o potęgo internetu i wielki wujku gugle... dzięki wam dałam radę i dostałam pochwałę w jadłospisie (szkoda, że nijak to się nie przekłada na moją pensje)
I tak o to odnalazłam bardzo fajny program do obróbki zdjęć.
Możliwe, że twórcą robię reklamę. Buja mnie to, bo jest naprawdę warty polecenia.
Miłej zabawy

" Pacz jak cie Lofffciam"

Chociaż nie wiem czy dobrze napisałam słowo loffciam. Nie jestem pewna czy powinno być dwa "f" czy może trzy.
Internet ogólnodostępne źródło wiedzy. Pomaga nam się komunikować z ludźmi z całego świata, wymieniać poglądy, wiedzę. Idea słuszna, zamysł świetny w swej prostocie.
Obecnie internet jawi mi się jako wielkie wysypisko gdzie trzeba godzin aby znaleźć coś sensownego. Ewentualnie być wprawnym śmiecionurkiem. Raz wrzucone do sieci pozostaje tutaj na zawsze. Przybiera rózne formy, zmienia kształty, powstają nowe klony. Ale nigdy nie ginie.
Internet- źródło wiedzy na każdy temat dzisiejszych nastolatków. Opisują swoje przeżycia, dzielą się z innymi, udzielają porad. Anonimowo na forum takim jak samosia można zadawać wszystkie pytania i grupa równie inteligentnych ludzi na te pytania odpowiada. Wiemy już jak powinien wyglądać pierwszy raz, co zrobić aby chłopak zwrócił na ciebie uwagę. Portale takie też są sposobem na leczenie kompleksów. Dziewczyny wrzucają swoje zdjęcia w pozach niczym z tanich filmów porno i pytają "czy jestem ładna". Są jednak wielce zdziwione odpowiedziami, nie takich się spodziewały. Na 10 tekstów w stylu: ale pasztet, gdzie z tym ryjem itd; pojawi się może jedno względnie obiektywne. Ludzie czują się anonimowi i bezkarni.
Siedzę w domu, we własnym pokoju przed monitorem. Nikt mnie nie widzi, nikt mnie nie zna. Bezkarnie mogę obrażać ludzi, leczyć swoje kompleksy kosztem innych, wygłaszać monologi na forach dyskusyjnych. Czuć się jak pan i władca swojego małego królestwa. Traktować ludzi protekcjonalnie, pluć na nich i pokazywać jak nic dla mnie nie znaczą. Jednocześnie się oburzać o to, że nikt nie chce komentować mojej słit foci wrzuconej na fotka.pl. Oczywiście komentarze mają być szczere (czyt, zgodne z moim własnym zdaniem na mój temat).
Internet jest cudny i cudaczny. Tutaj ludzie się w sobie zakochują, poznają się, dzielą się swoimi radościami i smutkami. A przy tym pozostają anonimowi. To tutaj mieszają z błotem biedne dziewczę, które urodą nie pasuje idealnie do lasek z okładek i tylko dlatego znalazła się na portalu wiocha. Obrońcy komentują, a pozostali mają niezły ubaw.
Ostatnimi czasy przez internet przewija się sprawa dt ACTA- nie będę komentować. Puste hasła STOP ACTA, mnie tylko wkurwiają. Nic nie boli przeczytanie dokumentu ze zrozumieniem. (OK, chyba boli, w końcu to około 10 stron). Natomiast podpieranie się durnymi obrazkami z kwejka czy demotów jest opiniotwórcze.
-Witam jestem Ania lat 16
- Aniu powiedz nam skąd czerpiesz wiedzę o świecie?
- Z internetu.
- A jakie twoim zdaniem strony są godne polecenia dla młodych dziewczyn?
- kwejk, demoty, wiocha, samosia
- A czego możesz się dowiedzieć z tych stron
- wsystkiego prze pani. Ciągle na nie pacze i są dla mnie zajebiście waszne....

krótka scenka rodzajowa. Tylko czy aż tak bardzo odbiegająca od rzeczywistości?
Zastanawiam się nad jednym, czy nie wrzucić na któryś z tych portali odezwy do narodu " jedzcie gówno", okrasić to jakimś mądrym zdjęciem. Dodać kilka opinii "biegłych profesorków". Zrobić happening, albo lepiej protest. O! Protesty to sprawa idealna, ludzie muszą przeciw czemuś, komuś protestować.


zmiana wyglądu

Po kombinacja z szablonami, stylami zdecydowałam się na prostotę. Bez kombinowania z kolorami czcionki, tła i innych dodatków.
Zapewne za kilka dni coś zmienię, bo stwierdzę że jest zbyt prosto.
Tymczasem zostawiam tak jak jest.

22 stycznia 2012

nie mogę ci pomóc jestem koniem

ewentualnie kredensem, szafą, zebrą...
refleksje z kilku ostatnich dni (zjawisko zaobserwowane już wcześniej, ale teraz jakaś kumulacja nastąpiła).
Mój stosunek do tzw przyjaciół w ciągu ostatniego roku zmienił się o 180 stopni. W wyniku kilku incydentów i "dobrych rad" z ich strony. Rady były niczym wyciągnięte z chińskiego ciasteczka, zakupionego w taniej przydrożnej budzie.
W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać nad sensem słowa przyjaźń. Ale nie o tym teraz.
Nasłuchałam się wyświechtanych tekstów z przykurzonych poradników dla kur domowych.
Mam już alergię na teksty w stylu: przepraszam za ostatni tydzień ale byłam na terapii i zniszczyło mnie to psychicznie... Kurwa mać, skoro chodzisz na terapię to tam zostawiaj swoje lęki i tam rozwiązuj swoje problemy. Po to ona jest.
Nie rozumiem tej wymówki. Czyli co jak chodzisz na terapię to mam ci współczuć? Wątpię. Twój wybór i twój problem.
Dzwoni osoba płci tylko mi znanej z propozycją współpracy. Mam pomysła- krzyczy do słuchawki. Kawa, omówienie tematów. Zamysł niezły. Po drodze wpadamy na pomysł, że może połączyć dwie rzeczy. Projekt, który kiedyś zrodził się w mej i Kajaka głowie i to coś nowego. Korzyść by była obopólna.
Ot tamtej pory cisza, bo osoba płci tylko mi znanej myśli, zastanawia się. Nie wiem nad czym.
Ale.... dopóki uwaga była skupiona na niej/nim to ok, to działamy.
Albo potrzebujesz wiernych, którzy będą przyklaskiwać z zadowoleniem na każdy rzucony pomysł. Albo grupę ludzi którzy do tematu podejdą na poważnie.
Krzyczą ludzie: bądź ze mną szczery. Tylko później za tą szczerość się śmiertelnie obrażają.
Nie rozumiem, nie pojmuję i nie mieści mi się to w moim małym rozumku.
Przyklaskiwać- tak
Krytykować już nie.
Słuchać dobrych rad w stylu cioci Jadzi- oznaka przyjaźni. Udzielać takich rad- już skurwysyństwo.

photo