Pytania: " to kiedy będziesz już na tej Marszałkowskiej" zaczynają mnie wkurwiać.
Będę jak się w końcu przeprowadzę i ogarnę. Czyli w tym tempie to za jakiś miesiąc.
"Ojoj a czemu tak długo?"- zabić, zabić, zabić i jeszcze raz zabić. Na śmierć, a później poćwiartować i dać świniom na pożarcie.
Długo, bo mam taki kaprys.
Wrzuciłam jakąś notkę na FB odnośnie przeprowadzki i dostaję komentarz: to trzeba było powiedzieć, pomogłoby się.
Pomoc dalej potrzebna i cisza zapadła po drugiej stronie!!!!. Dla spokoju własnego sumienia zaproponuję pomoc, a później pomyślę jak się z tego wykręcić....
Wkurzają mnie teksty w stylu: " gdybyś mi powiedziała to bym pomogła, a tak to nic nie wiedziałam/em". Mówiłam, pisałam nie raz i nie dwa. Zaproszenie na piśmie w trzech egzemplarzach trzeba wysłać?
Nie będzie nocowania, oglądania filmów, robienia imprez.... Jak tak, to telefon do mnie wszyscy mają i znają.
I z pytaniem: " czy mogę u ciebie przenocować, bo mi się nie chcę wlec dupy autobusem do siebie" dzwonią o 3 nad ranem.
Nie, nie możesz.
Nie możesz też u mnie oglądać swoich filmów, robić urodzin... nie ma mnie.
Zastanawiałam się nad prowadzeniem otwartego domu, goście wieczorem, jakaś muzyczka, rozmowy, jak ktoś chce to niech tańczy... miło, sielankowo. Myśl mi z głowy wybiegła szybciej niż tam wleciała.
Owszem, drogi przyjacielu, nie masz obowiązku mi pomagać. Ale nie deklaruj tej pomocy, nie ubolewaj nad tym, że gdybyś wiedział wcześniej to byś coś zrobił. Wcześniej, tzn ile? Rok, dwa...
Nie nazywaj się moim przyjacielem i nie wrzucać mi pustych kawałków " na mnie zawsze możesz liczyć". Bo nie mogę. Wyjście na kawę, to nie jest pomoc.
Powoli robię się aspołeczna. Może mam wygórowane wymagania. Może oczekuję zbyt wiele. Może pomoc dzisiejszych przyjaciół polega na pisaniu dobrych rad i przeklajaniu łańcuszków szczęścia.
Może...
Na koniec piosenka na dziś:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz