13 listopada 2009

nocne postanowienia na zmiany

Wytrwałości, tego mi trzeba.
Raz na milion lat człowiek potrzebuje zmian- nowe buty, płaszczyk, nowe życie.
Nowy płaszcz jest, butów nie mogę dostać- jak już są, to kosztują odpowiednio.
Okulary poszły w zapomnienie- niech żyją soczewki, chociaż dziwnie się w nich czuję. Cóż tak to już jest, jak druciaki nosi się od zerówki. Wszystko widzę i nic mi z nosa nie spada- dziwne. Sądzę jednak, że do przyzwyczajenia.
I najważniejsze, przy małym moralnym wsparciu jednego osobnika, rzuciłam palenie. Ćwiczymy silną wolę. A, rzuciłam a nie rzucam- zamierzone i celowe ;p.
Chociaż aktualnie przeżywam mały (nosi mnie) kryzys.
W związku z powyższym robię milion różnych rzeczy po to tylko, żeby nie myśleć- i tak myślę. I gadam sama do siebie.
Kryzys nastąpił już wczoraj... zapale jednego, a co mi tam. Znalazłam jakiegoś zapomnianego w biurku, wyszłam z psami i odpaliłam/przypaliłam... po czym wywaliłam (o jakże ja jestem z siebie dumna!!!) głośno wygłaszając monolog, że żadna bibułka z trawą w środku nie będzie mną rządzić i że skurwysyn ma się ode mnie odczepić... poskutkowało (jak na razie). Tylko nie wiem co sąsiad sobie pomyślał.
Zmiany, zmiany... i dalej nie wiem co chcę robić w życiu ;p

6 dzień bez papierosa.
Nie wiedziałam, że potrafię haftować- czymś trzeba ręce zająć.
Wróciłam do malowania.
Bieganie po błocie też jest fajne.
Dziwne uczucie, niby wypalenie papierosa nie zajmuję tak dużo czasu, jednak im dłużej tego nie robię tym mam więcej czasu na inne rzeczy.
Oszczędzam, przezorność
A, żeby nie kusiło, każdą kwotę która przeznaczyłabym na fajki, wrzucam do skarbonki. Będzie na sylwestra.