15 marca 2009

goniąc walenie

Tradycja rzecz święta i trzeba ją pielęgnować i dbać i polerować.
Jako, że w tym roku 17.03 wypada we wtorek to postanowiłyśmy sobie przyspieszyć świętowanie.
Tu wypada zrobić króciutki wkręt. Jak wiadomo (albo i nie) 17 Marca jest Dzień Św. Patryka (nie wiedzieć czemu od kilku lat strasznie się zrobiło modne w tym kraju i przez wszystkich hucznie obchodzone. A raczej na zasadzie kolejnej okazji do nawalenia się). Tak się dziwnym trafem złożyło, że z taką jedną ( się Ewa zwie) obchodzimy ten dzień co roku od ponad 10 lat. Zawsze we dwie ( taki babski wieczór) mniej lub bardziej imprezowo.
W tym roku postanowiłyśmy się zabawić w weekend. Czyli dwa dni czystego szaleństwa.
Wpierw był pub Patryk przy ul Nowogrodzkiej. Z irlandzkim pubem ma tyle wspólnego co ja z Miss Universum, ale pomińmy ten fakt. Grunt, że był Guinness a nawet dwa i miły barman, który nam zrobił koniczynki na pianie.
Później przyziemne sprawy takie jak obiad(tak, do Patryka nas powiało po 12 w południe), spacer itp.
Oczywiście spacer nie obył się bez udziwnień, bo o to gdzieś na Polach Mokotowskich zaczepiła nas grupka młodych osobników (lat 20pare) i poczęstowała tanim winem (spróbowane).
Zbliża się wieczór.....
Koncert... jakoś tak mało Irlandzko, ale za to szantowo. Nóżki nas pognały do Czarnej Perły gdzie odbywał się festiwal Szantymaniaka . Zupełnie o nim zapomniałam, bo biedną Ewę wyciągnęłam na jeden koncert- Bananów.
Sześciu panów śpiewających, ryczących i kręcących bioderkami... Do szczęścia nie trzeba więcej. Zwłaszcza, że ich koncerty zawsze są na maxa naładowane pozytywną energią. Tłum pod sceną, tłum za sceną i wszędzie gdzie się tylko da.
Nadmienię tylko, że występują acapella. Trzeba zobaczyć, posłuchać i zedrzeć sobie łapki od wyklaskiwania a i tak będzie niedosyt.
Początek cudny... Banana- Boat zaśpiewali "Requiem dla nieznajomych przyjaciół z Bieszczadów" pierwszy raz na koncercie. Widać było skupienie i powagę na twarzach członków a i pewnie nie jednemu zakręciła się łezka w oku.
O co chodzi z Bieszczadami ( bynajmniej to nie piosenka o górach). Pozwolę sobie wkleić opis z ich strony.Banana Boat o s/y Bieszczady.
I cieszę się, że mogłam wysłuchać jej na koncercie. Wykonana została w hołdzie i ku pamięci Dariusza Ślewy- członka zespołu Smugglers "W Smugglersach grał i śpiewał od samego początku, z przerwą na wyjazd zagraniczny. Po odejściu Grzegorza Tyszkiewicza stał się wokalnym liderem i frontmanem kapeli (w tej roli trafił na okładkę ostatniego "Szantymaniaka"). Udzielał się muzycznie także w formacji Szela, a wcześniej - w Packecie.

"Stłukla" odszedł w szczycie twórczych możliwości. Jego zespół nagrywał nową płytę, a nowy materiał - prezentowany już na koncertach - zapowiadał rewelacyjny krążek. Zaiste - los nie oszczędza Smugglersów. Nieco ponad trzy lata temu odszedł skrzypek zespołu - Józef Kaniecki."

Weekend oficjalnie uznaję za bardzo udany...
Który zakończył się ganianiem wiewiórek i jedzeniem waty cukrowej

Brak komentarzy: